W tym miejscu były ważne ankiety które blogger nam skasował

wtorek, 24 października 2017

Niemcy składają ofertę Amerykanom i Anglikom - czyli wszystko już było



Podczytywałem sobie wczoraj wieczorem kawałki z tomu felietonów Stanisława Mackiewicza zatytułowanego „Chciałbym przekrzyczeć żelazną kurtynę”. Zdumiewająca jest, zauważalna dziś przeze mnie dopiero, kiedy mam trochę więcej lat, naiwność wielkiego w końcu pisarza. Nie zgadzam się bowiem z tym, że Mackiewicz to jest dziennikarz, publicysta czy polityczny działacz. To jest wybitny pisarz, który poszedł złą drogą. Popełnił przy tym w swojej twórczości masę głupstw, wydał niezliczoną ilość fałszywych opinii, ale był przy tym zawsze pewny swoich ocen i za to należy go cenić. No i dawał znakomite pod względem literackim, choć często naiwne, wręcz głupie uzasadnienia. Jedno mnie wczoraj uderzyło. 


Zanim jednak o tym powiem, jeszcze jedna uwaga – Stanisław Mackiewicz jawi się na tyle emigracji londyńskiej jako duży cwaniak i człowiek wielce przebiegły. Tak można sądzić porównując jego analizy a tymi, które on sam cytuje. Z tekstami tych różnych Zarembów i innych. Tamto to jest rozpacz i frajerstwo krańcowe. Mackiewicz uchodzi zaś za spryciarza. No, ale….popełnia on jeden ważny błąd już na początku swoich rozważań dotyczących historii XX wieku. Zakłada mianowicie, że celem demokracji zachodnich, celem ideologicznym, było powstrzymanie komunizmu, a następnie zwalczanie go aż do ostatecznego zwycięstwa. To są głupoty, których Mackiewicz nie jest w stanie zrozumieć, bo obraz przesłaniają mu okropności wojny, których żaden z wielkich planistów operacji politycznych przeprowadzanych w wieku XX nie widział, a skoro nie widział, że mógł wyciągać z nich wniosków i nie mógł czuć się za nie odpowiedzialny. Mackiewicz stale powraca do okropności Powstania Warszawskiego, do września roku 1939, do zniszczenia getta i do Oświęcimia. Przywołuje przykłady bestialstwa i mówi – trzeba to powstrzymać, demokracje zachodnie muszą to powstrzymać w przyszłości. Oczywiście on wie, że Brytyjczycy zdradzili Polskę, że dali jej fałszywe gwarancje, potem zaś wraz z Amerykanami zdradzili Chiny umożliwiając zwycięstwo armiom Mao i uznając chiński rząd komunistyczny. Nie potrafi jednak jakoś zrozumieć Stanisław Mackiewicz, że to nie jest żadna zdrada, ale plan, który zwieńczony został jakąś transakcją. Mao musiał za poparcie dla swojego rządu zapłacić. Dobrze byłoby się zastanowić czym płacił. Podobnie było z rządem komunistycznej Polski, który też pewnie za to uznanie zapłacił, ale wziątkę przejęła Moskwa, bo tak był ten deal umówiony w Jałcie. Stanisław Mackiewicz, choć bezbożnik, przykłada do polityki miarkę misyjną, chrześcijańską, czemu daje nawet otwarcie wyraz w jednym z felietonów. Nie rozumie, że kraje demokratyczne zachodu nie mają z tą skalą ocen nic wspólnego, a ponadto politycy nimi zarządzający nie oglądają okropności wojny, a jeśli już zdarzy im się to raz czy dwa, to zza bardzo grubej szyby. Oni niczego nie muszą robić dla narodów, społeczeństw, dla rozwoju demokracji i dla ludzkości. Oni mają jedynie zawierać korzystne kontrakty i je firmować, po to, by ich poddani mogli w spokoju konsumować to, co wyprodukuje się za psi grosz gdzie indziej. Tego mądry Stanisław Mackiewicz zrozumieć nie potrafi i przez ten brak zrozumienia jego oceny niestety kuleją. Mam na myśli oceny polityki globalnej. Jak jest w takim razie z polityką lokalną? Jeszcze gorzej. Twierdzi na przykład Stanisław Mackiewicz, że naturalnym liderem regionu zwanego Europą Środkową jest Polska. Nam się też tak wydaje i wyciągamy z tego, jakże fałszywego faktu, wnioski. Otóż liderem naturalnym regionu, jego centrum i sercem nie jest i nigdy nie była Polska. Polska tworzyła wraz z Litwą przez trzy i pół stulecia całkiem osobny kosmos, którego dziś już nikt nie rozumie i rozumieć nie chce. Kosmos, który został wessany przez czarną dziurę komunizmu i zniknął. Region zaś pozostał i pozostało jego naturalne centrum, którego my, zaślepieni przez publicystykę Mackiewicz, nie widzimy i nie chcemy uporczywie zrozumieć. Tym centrum jest Wiedeń. Sprawę z tego doniosłego faktu zdają sobie na pewno Niemcy, ale nas interesuje co innego – czy zdają sobie z niego sprawę także Brytyjczycy i Amerykanie, którzy wmawiają Polakom przewodnią rolę w regionie? Myślę, że nie, myślę, że próbują oni narzucić nam pewną swoją wizję, która nie będzie mogła być zrealizowana z przyczyn praktycznych. Polacy nie potrafią i nie chcą gadać ze swoimi sąsiadami z południa. Mam na myśli polskich polityków. To jest różnica skali i różnica postrzegania. Wyjaśnię to po swojemu – polscy politycy patrzą na mapę i widzą obszar rozciągający się od Odry, hen, hen do Dniepru, bo przecież takie są historyczne granice Rzeczpospolitej. Ten obszar wywołuje u nich pewne błogie odrętwienie mózgu. Jeśli do tego dołączy się jakieś polityczne gwarancje odrętwienie się pogłębia. Co widzą na mapie politycy czescy, austriaccy i węgierscy? Przede wszystkim ośrodki władzy i ośrodki propagandy zwanej niekiedy kulturą. Widzą Wiedeń, Pragę, Budapeszt, ale także Pilzno, Gratz, Ołomuniec i Miszkolc. Powiedzcie głośno jakiemuś polskiemu politykowi, że Nowy Targ to jest ważne miasto…popatrzy na Was jak na martwego ptaszka i pójdzie swoją drogą. Polscy politycy oczekują, że pozwoli im się działać w skali, która zaspokoi ich aspiracje. Tyle tylko, że taka skala nie wyraża się w ilości kilometrów kwadratowych, czego większość z nich nie rozumie. Wracajmy jednak do Wiednia. Jak wiemy wystrugano tam teraz jakiegoś kolejnego, młodego, zdolnego miglanca, który przejął władzę. Facet nazywa się Kurz, ma 31 lat i zapowiada, że zrobi porządek z imigrantami. To się już podoba wielu osobom, ale są to osoby prywatne. Politycy z Warszawy póki co pana Kurza nie zauważają, albowiem nie reprezentuje on skali rozważań, do jakiej oni aspirują. No, ale z całą pewnością zauważyli go już Brytyjczycy i Amerykanie, którzy nie myślą na sposób polski, ale na sposób czesko-austriacki. Jeśli go zauważyli i prawdą jest to co myślę, to muszą rozpatrywać jego pojawienie się jako ofertę. Czyją i dla kogo? Pan Kurz jest Niemcem, bo nie ma czegoś takiego jak naród austriacki. To jest Niemiec, który reprezentuje to, co w Niemczech nam samym wydaje się najlepsze, czyli katolickie południe, które jest zapatrzone w tradycję. No, dobrze, gówno prawda, niczego takiego nie reprezentuje, on to tylko udaje, w dodatku bardzo niezręcznie. Nie ma to jednak politycznego znaczenia. Niemcy składają ofertę Amerykanom i Brytyjczykom. Mówią tak – słuchajcie, jeśli już chcecie robić to międzymorze, trójmorze czy coś innego, „w podobie”, to nie róbcie głupstw i nie opierajcie tego na Polakach. Mamy inną propozycję. Obszar dawnej monarchii naddunajskiej już od dawna nie jest podzielony według klucza – przyjaciela Londynu, przyjaciele Berlina, zorganizujmy więc coś na tym obszarze razem. My Niemcy, jak to mamy w zwyczaju będziemy tym zarządzać. Niech to nawet będzie takie trochę katolickie, niech to będzie antyimigranckie, ale niech to nie podnosi znaczenia Polski, czego nikt w regionie nie chce. – Dlaczego – pytają Brytyjczycy. – Bo Polacy niczego nie rozumieją – mówią Niemcy i pochodzą z innego kosmosu. – A poza tym to wsioki – dorzuca nowy lider czeskiej partii ANO, który prawdopodobnie zostanie premierem. Okay – mówią Amerykanie, zastanowimy się nad waszą propozycją, a na razie niech ten sympatyczny młody człowiek z Wiednia, nadal składa deklaracje i pokazuje co potrafi. I on to będzie robił przez najbliższe lata, ale nikt, podkreślam – nikt z polskich polityków nie zwróci na niego uwagi, albowiem oni mają wyższe cele i lepszą perspektywę.

https://coryllus.pl/polityka-globalna-polityka-lokalna/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto tak na prawdę konsumuje owoce pracy Polaków?

Wiem czy Wierzę?

Nie toleruję tatuaży ponieważ uważam że:

Uważam że najważniejsze przykazanie to: