Tak samo jak w XVIII wieku propaganda ustawiona była tak, by wszyscy współczuli dysydentom i widzieli jedyną drogę ratunku w tak zwanych reformach wewnętrznych. Nic się w kwestii podziału państw i metod w tym zakresie stosowanych nie zmienia. My tylko zapominamy o tym, że takie operacje są możliwe i że przeprowadza się je na zimno, zaplanowawszy uprzednio. Tak się składa, że z wielkimi trudnościami przygotowujemy właśnie
do druku hiszpański numer nawigatora. Spora część tego numeru poświęcona będzie Katalonii właśnie. Z tekstów, które przygotowały dziewczyny z Barcelony wynika, że tak naprawdę większość Katalończyków nie chce oderwania od Korony. No, ale czy większość Polaków chciała, żeby ich kraj został podzielony? Zdrajcy chcieli, by ocalał w całości przyłączony do Rosji, a patrioci marzyli o tym, że ocalą go reformami przeprowadzanymi na chybcika w bezpośrednim zagrożeniu bytu państwa, kiedy obce wojska tupią już nad wszystkimi granicami. To jest narzucona optyka, poza którą tak zwany lud, a nawet jego elity nie wyjrzą nigdy. Kto sprzeciwiałby się, w dojrzałej prawda demokracji i rozwiązaniom konstytucyjnym? No kto…zamordysta jakiś chyba, fanatyk religijny, albo zdrajca narodu. To naród bowiem decyduje, poprzez swoich przedstawicieli, czego chce, a czego nie chce. Jeśli więc naród wybierze socjalistów, a ci zdecydują o zmianie konstytucji i przekształceniu Hiszpanii w federację, to cóż robić? Taka jest wola ludu. Demokracja znów zwycięży. No, a kto dziś w Hiszpanii będzie głosował na prawicę? Ilu będzie takich śmiałków? Myślę, że zdecydowana mniejszość. Podejrzewam też, że budżety promocyjne partii socjalistycznej są już tak pękate, jak kieszenie targowiczan przed ogłoszeniem drugiego rozbioru Polski. Nie może być inaczej. Tak zwana niepodległość Katalonii zostanie uzyskana w białych rękawiczkach, a wszystkie akcje rządu wymierzone w separatystów zostaną wyszydzone lub potępione. Jak się w ogóle wobec takiej sytuacji zachować? Polska w XVIII wieku mogła przynajmniej wskazać winnych. Polacy mogli powiedzieć – to Prusy, Rosja i Austria są winne naszego nieszczęścia. Hiszpanie nie mają tej możliwości, albowiem w świecie, gdzie rządzi demokracja, cała narracja wykraczająca poza opis demokratycznych standardów jest z istoty fałszywa, nie można jej przyjąć, bo ten, kto to czyni stawia się poza dyskursem. Tak jak my tutaj, teraz. Ja jestem głęboko przekonany, że za tym wszystkim stoją interesy Londynu i Francja jest następnym w kolejce klientem do golenia. Im bardziej idiotycznie zachowuje się jej prezydent, tym moja pewność, że coś od Francji zostanie oderwane wzrasta. Ponieważ nie mieszczę się w mainstreamie, mogę pisać i mówić co mi się podoba. Nie muszę się przejmować niczym. A już najmniej tym co powiedzą moi koledzy z redakcji, bo cała redakcja to ja. No więc mówię – gadanie o tym, że to Putin chce podzielić Hiszpanię, żeby osłabić Unię Europejską, jest ściemą lansowaną specjalnie. Myślę tak, ponieważ trzymam się pewnych stałych tendencji w polityce. Jeśli przypomnimy sobie jak to było ze Związkiem Radzieckim i republikańską Hiszpanią przed II wojną światową, a łatwo nam to przyjdzie, bo Ewa Rembikowska napisała o tym tekst w hiszpańskim nawigatorze, uświadomimy sobie, że zainteresowanie Rosjan Hiszpanią ma pewien charakterystyczny rys. To znaczy Hiszpanie muszą dużo płacić za poparcie Rosjan. Tak iluzoryczne zyski, jak osłabienie Unii, gdzieś daleko od granic Rosji, nie interesują Moskwy w sposób istotny. Oni się mogą oczywiście przyłączyć jako współautor takiej operacji, ale inwestować w to nie będą, bo z ich punktu widzenia jest to absurdalne. Osłabienie Hiszpanii interesuje za to Londyn, który właśnie wymiksował się z Unii i przystępuje do robienia swoich autorskich interesów. Te zaś prowadzone będą tak jak zwykle na terytorium Moskwy, bo taka jest tradycja, o czym Polacy nie chcą słyszeć z niewiadomych powodów. Będą także prowadzone na terenie Hiszpanii i jej dawnych kolonii. Tak jak napisałem na początku, nasza wiedza na temat polityki Hiszpanii jest taka, jak wiedza Michaliny na temat seksu i historii – bardzo fragmentaryczna. Parę lat temu jednak przeczytałem gdzieś artykuł na temat coraz ciaśniejszych więzi łączących dawne kolonii z Madrytem. Jeśli był w tym artykule cień chociaż prawdy, to znaczy, że jest już po Hiszpanach. Naruszyli najświętsze, obowiązujące od początku XIX wieku prawa, zanegowali doktrynę Monroe’a i weszli wprost w interesy brytyjskie. Niech się bowiem nikt nie łudzi, że Ameryka Południowa ma jakieś własne interesy. To są wszystko, mam na myśli dawne kolonie hiszpańskie, protektoraty Londynu i Waszyngtonu. I nic tam nie dzieje się bez wiedzy i zgody tych stolic. Chile, jeden z najlepiej prosperujących krajów kontynentu, to wprost brytyjska kolonia. Argentyna miała może jakieś złudzenia jeśli idzie o samostanowienie, ale od dawna już ich nie ma. O Brazylii w ogóle szkoda gadać, trzeba by sprawdzić skąd wyrastają nogi rządzących tym krajem gangsterów. Wszystko zaś co rozciąga się na północ od Peru znajduje się pod zarządem Amerykanów. Jeśli więc Hiszpanie wykonali jakiś ruch w kierunku odzyskania cienia choćby władzy nad dawnymi koloniami, to znaczy, że włożyli rękę do gniazda szerszeni.
https://coryllus.pl/seks-i-historia-czyli-drugi-rozbior-hiszpanii/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz