W tym miejscu były ważne ankiety które blogger nam skasował

niedziela, 21 stycznia 2018

Czy myśliwi myślą i o czym jeśli myślą.


https://coryllus.pl/pojedziemy-na-low-czyli-o-praktycznych-funkcjach-polskiego-antysemityzmu/


Jak większość osób wie, toczy się cały czas spór o to, czy myśliwi będą mogli polować na ternach prywatnych czy też nie. To jest kwestia rozgrzewająca serca i umysły, bo biedni ludzie już widzą, jak cała ta postubecka tłuszcza wkracza na ich działki i zabija tam biedne zwierzątka oraz – przez pomyłkę rzecz jasna – małe kotki. Dyskusje o tym, że myśliwi nie mogą wkraczać na tereny prywatne toczą się w biurach, pokojach nauczycielskich i na korytarzach korporacji. Najbardziej zaś światli i przytomni ich uczestnicy z ogniem w oczach oznajmiają, że nie można dopuścić do tego, by ustawa dopuszczająca takie rzeczy weszła w życie.

To jest coś niesamowitego, z mojego punktu widzenia, albowiem ja nie tylko popieram myśliwych, ale wręcz uważam, że powinno się zorganizować jakiś przymusowy kurs myśliwski dla wszystkich młodzieńców. Tak trochę zamiast wojska. Dlaczego takie myśli krążą mi po głowie? Albowiem myśliwym nie chodzi wcale o to, by polować na polach należących do osób prywatnych i te pola niszczyć. Oni, mniemam, wiedzą już dziś, że lasy zostaną sprywatyzowane i to rękami dobrej zmiany, a przez tę nieszczęsną ustawę próbują się zabezpieczyć na przyszłość, próbują otworzyć sobie furtkę dla uprawiania swojego hobby na tym terenie, na którym robią to dziś, tyle, że po zmianie stosunków własności. Jak wiemy myśliwi dzisiaj to w większości ludzie młodzi ze środowisk innych niż dawniej. Stara milicyjna i wojskowa gwardia wymiera, albo idzie na emeryturę, a do myślistwa garną się trzydziestolatkowie i ludzie jeszcze młodsi, którzy pracują w korporacjach, albo wręcz w sklepach z odzieżą sportową. Ja znam myśliwego, który zajmuje się rehabilitacją osób niepełnosprawnych, bardzo miły człowiek. Twarde jądro PZŁ nadal jednak pozostaje takie samo, jak dawniej i wywodzi się z tych samych środowisk. Oni, jak przypuszczam, już wiedzą. Nie mogą tego jednak niestety ogłosić, bo nikt im nie uwierzy, to raz, a dwa, że ta demaskacja nie ułatwi im wcale zadania. Póki pozory muszą być zachowane oni mogą coś, w drodze projektowania ustaw, robić. Kiedy opadnie kurtyna będzie za późno. To są ludzie, którzy na odcinku dostępu do broni i korzyści z tego faktu płynących utrzymywali się bardzo długo i bardzo długo prowadzili politykę uniezależniającą ich od innych środowisk, chcących ograniczyć ich wpływ. Poznali metody, usprawnili je, dowiedzieli się co to jest skuteczność i teraz próbują się ratować. Co z tego widzi przeciętny widz? No tyle, że myśliwi mogą zastrzelić jego ulubioną kozę, bo pomylą ją z jeleniem. Zwierząt przed ostrzałem broni już nawet Jarosław Kaczyński, co jest, moim zdaniem, bardzo złym prognostykiem dla lasów. No, ale kim ja jestem, żeby pouczać znawców polityki wewnętrznej. Myśliwi nie mogą też jawnie bić na alarm, bo liczą się z przegraną, a także z tym, że będą musieli potem negocjować swoją pozycję z nowym właścicielem. Znacznie potężniejszym niż wszystkie postubeckie struktury. Zachowują się więc w sposób polityczny i przytomny, ale propaganda, w tym propaganda państwowa jest przeciwko nim. Nie jest łatwo w takiej sytuacji stanąć po stronie myśliwych, no, ale ja nie takie już kontrowersje tu wywoływałem, więc i ta mi nie straszna.
Na tym prostym przykładzie poddać możemy analizie różne inne zjawiska, których istotą jest skuteczność, a największą pokusą demaskacja. Możemy wręcz wyprowadzić zasadę, która mówi, że ten, który uprawia demaskację jest z założenia nieskuteczny. Sama zaś demaskacja nie działa na szkodę demaskowanego, ale na jego korzyść. Wynika to z mechaniki demaskacji. Demaskator odrzuca pozory, przez co pozbawia się narzędzi skutecznej obrony, jemu się jednak wydaje, że jest na odwrót. Staje jak ten goły w pokrzywach i mówi – no teraz jest już wszystko jasne! Echo zaś z tego sprywatyzowanego lasu odpowiada mu – i co z tego?! Ludzie wobec których demaskacja została dokonana milczą i kręcą głowami, bo niby co mają robić? Osadzać kosy na sztorc?
Idźmy dalej, redukując jak w matematyce poszczególne składowe naszego działania i upraszczajmy je aż stanie się całkowicie klarowne. Demaskacja to promocja demaskowanego przerzucona na barki demaskatora, który ponosi wszystkie jej koszta, również towarzyskie. W końcu przychodzi taki moment, w którym demaskator staje się niewolnikiem demaskowanego. Kiedy zaś demaskacje zaczynają go nudzić, albo widząc ich nieskuteczność próbuje on szukać innych niż demaskacja realizacji swojej misji, ten rzekomo demaskowany przysyła doń pośrednika z umową. Można jej oczywiście nie podpisywać, ale tam, w tej umowie są różne pokusy wobec których wiele osób jest bezradnych. Sama umowa też jest pokusą, bo serca i umysły szlachetne odrzucą ją ze wstrętem i dalej będą robić tę promocję za darmo. To jest wyjście najgłupsze z możliwych, ale wielu ludzi uprawiając tę działalność odczuwa szczerą satysfakcję. Kiedy zaś próbuje im się zwrócić uwagę, wykrzywiają twarz szyderco i wskazując na tego zwracającego uwagę palcem, stawiają mu różne niepiękne zarzuty, z których na pierwszym miejscu zawsze jest tchórzostwo.
Prócz promocyjnego, ma demaskacja jeszcze inną funkcję. Ona porządkuje rynek treści. Dzieli go na dwa obszary, ten gdzie serwuje się treści zwanie niekiedy oficjalnymi oraz ten gdzie dokonuje się różnych odkryć, nieraz słabo udokumentowanych, nieraz wprost bijących po oczach, ale zawsze atrakcyjnych ze względu na demaskatorskich charakter. Myślę, że najistotniejszą funkcją tak zwanego polskiego antysemityzmu jest porządkowanie rynku. Żeby każdy wiedział, gdzie ma którego autora zakwalifikować. My tutaj wielokrotnie byliśmy klasyfikowani, jako polscy antysemici, którzy stanowią niszę gromadzącą obłąkańców, karmiących się sensacjami. To się nigdy na dłużej nie utrzymało, ze względu na moją i innych autorów bohaterską postawę. A także ze względu na jakość naszych produktów, której bardzo pilnujemy. Ludzie bowiem zarządzający polskim rynkiem treści chcą pokazać odbiorcy, często całkiem niezorientowanemu, że jakość jest tylko po tej pierwszej stronie. Tej, gdzie nie ma polskiego antysemityzmu. Akurat mamy taki moment, że oni są w kłopocie, bo sposób finansowania publikacji, który otwiera wielkie pole do nadużyć i złodziejstwa, pokazuje wyraźnie, że jest na odwrót. W obiegu oficjalnym wydaje się książki wyglądająca jak śmieci, a niezależni wydawcy stawiają przede wszystkim na jakość. Ja to już pisałem wielokrotnie, ale nie zaszkodzi przypomnieć.
Skoro demaskacja jako narzędzie dochodzenia do prawdy jest nieskuteczna i nie rokuje na przyszłość, to co jest takim narzędziem? To o czym powiedziałem wyżej, czyli staranie się o jakość, a także staranne zachowywanie wszystkich pozorów narzuconych nam przez przeciwnika. On tego nie może wytrzymać, bo z chwilą kiedy położył łapę na pieniądzach, chętni do wzięcia tych pieniędzy mnożą się w tempie wykładniczym. Jakość zaś produktów się obniża, bo nikt nie pilnuje jej kryteriów. W zasadzie ratują ich już tylko demaskatorzy, którzy wymyślają coraz to nowsze, lepsze i bardziej sensacyjne demaskacje, które są tak samo dalekie od prawdy jak hochdeutsch profesora Urbańczyka od literackiego niemieckiego.
Tak więc na pytanie, które często zadają mi ludzie – co robić? Odpowiadam – dbać o jakość i zachowywać wszystkie konieczne pozory, tak jak to czynią w swojej sprawie myśliwi. Nigdy bowiem nie wiadomo z kim i kiedy przyjdzie nam negocjować o życie. Musimy być w tym momencie na tyle bogaci, na tyle silni i na tyle niebezpieczni, poprzez możliwości, które sobie wypracujemy teraz, żeby uratować siebie i nasze dzieci.
– Czy ty coryllus – zawoła ktoś – nie proponujesz nam tu czasem jakiejś ugodowej polityki? Czy tym zamiast prawdy wywalonej prosto w oczy, nie chcesz się po cichu z tymi Żydami dogadać, żeby ci pozwolili nadal pisać? Ja jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że nie muszę się z nikim dogadywać, bo nikt, póki co nie rozumie o co mi chodzi. I oby tak pozostało jak najdłużej. Tym, zaś którzy chcą bym w ich imieniu poprowadził szarżę na przyszłych właścicieli lasów, dziś jeszcze państwowych, radzę, by udali się ze swoimi problemami do Jarosława Kaczyńskiego i wyjaśnili mu, na czym polegają szkody wyrządzane przez zwierzęta leśne w gospodarstwach rolnych i domowych. I na jakie kwoty opiewają. Niech tego nie wyjaśniają mi, ani nikomu tutaj, ale niech idą wprost do prezesa, okay…?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Kto tak na prawdę konsumuje owoce pracy Polaków?

Wiem czy Wierzę?

Nie toleruję tatuaży ponieważ uważam że:

Uważam że najważniejsze przykazanie to: